Kulturalnie popularnie

Strona poświęcona wszelkiego rodzaju kulturze: literatura, kino i teatr.


Maj 29, 2019

„Ruina i rewolta” – Leigh Bardugo (recenzja książki)

– Cóż jest nieskończone? – wydeklamowała. Dobrze znałam ten tekst.
– Wszechświat oraz ludzka chciwość – odparłam cytatem.

leigh-bardugo-six-of-crows-new-book

Źródło: vanityfair.com

Finał popularnej trylogii fantasy

Zainspirowana wieściami o nadchodzącym Netflixowym serialu, opartym na książkach Leigh Bardugo, po wielu tygodniach w końcu zdecydowałam się zakończyć czytanie trzeciej części serii Grisza. Autorka od początku zachwycała mnie swoją niezwykłą wyobraźnią oraz umiejętnością budowy świata fantasy. „Szóstka Wron” na zawsze pozostanie jedną z moich ulubionych duologii, z trzymającą w napięciu fabułą i barwnymi postaciami.
Jednak z wielkim żalem muszę przyznać, że zwieńczenie trylogii Grisza mnie rozczarowało. Książka nie była zła. Jestem przekonana, że znajdą się osoby, którym bardzo się spodobała. Ja niestety nie byłam jedną z nich.
W pierwszej kolejności, duży problem stanowiła dla mnie postać Mal’a. Sama w sobie jest nijaka, wręcz mdła. Kiedykolwiek były rozdziały z jego udziałem, przeglądałam następne strony, aby zobaczyć ile jeszcze będę musiała to znosić. Pani Bardugo nieugięcie starała się, abyśmy go polubili. Wciąż narzucała wątek miłosny Mal’a z Aliną, który moim skromnym zdaniem był okropnie cliché. Desperacko próbowała zrobić z niego bohatera i obiekt westchnień czytelniczek, co z mojej perspektywy się nie udało.
Mal’a bez trudu przyćmiewał za to Darkling, inaczej znany nam jako Aleksander. Pomimo tego, że przedstawiany jako ‚czarny charakter’, to również najbardziej fascynująca i przekonująca postać całej trylogii. Ma motywy, ma urok, a jego relacja z Aliną jest wyjątkowa. Pomimo wszystkich swoich złych uczynków, które bez wątpienia popełnił – rozdziały z nim czytało się najlepiej.
Niestety jednak, moje rozczarowanie wiąże się również z nim. A raczej z tym, co autorka postanowiła zrobić z jego historią.
Nie dała Darklingowi żadnej szansy na odkupienie, czego nie mogę zaakceptować. Jego postać bezpowrotnie skazana została na stratę. Co jest naprawdę smutnym faktem i wielka szkoda, że Leigh Bardugo wybrała dla Aleksandra taką drogę. Mogło się to potoczyć inaczej, tak jak wiele rzeczy w tej książce.
Jednakże ignorując zakończenie, Darkling to największy plus serii Grisza. Pomimo tego, że scen z nim było zdecydowanie za mało.
Inną pozytywną postacią, której też brakowało, jest Nikolai. Rownież ciekawy charakter. Również zniknął na połowę książki.
Bez naszych ulubionych męskich postaci, główna bohaterka Alina przeciętnie radziła sobie ze samotnym dźwiganiem fabuły na plecach, co jest naprawdę przykre. Z całego serca popieram silne, damskie protagonistki i naprawdę momentami jej kibicowałam. Wbrew pozorom nie odczuwałam wobec niej żadnych negatywnych emocji, ale niestety przywiązania też nie. Spędziliśmy z nią ponad tysiąc stron, a bardziej lubię Darkling’a, którego powinnam chyba nienawidzić? Coś tu musi być nie tak.
Dużym rozczarowaniem była również końcowa bitwa, do której napięcie budowane było od „Cienia i Kości”, a skończyła się po paru stronach i miała bardzo przewidywalny finał.
Jednak nie można tylko krytykować. Patrząc na pozytywy, z wątków które mi się podobały to: Zoya, Genya i wszystkie postacie dwuplanowe, które były genialne i miały świetną dynamikę. Darkling i Nikolai, kiedy się pojawiali. Fakt, że autorka starała się nie malować wszystkiego na czarno-biało. Pozostawiała szare pola, gdzie momentami sama zastanawiałam się, która ze stron konfliktu ma wiekszą rację.
Nie wdając się w więcej szczegółów. Podczas gdy „Cień i Kość” pozostaje moją ulubioną częścią trylogii, a „Szturm i Grom” uratowaną przez postać Nikolai’a, to „Ruina i Rewolta” mnie po prostu zawiodła. Chciałabym mieć więcej pozytywnego do powiedzenia o tej książce, bo naprawdę szanuje kreatywność i wyobraźnię Leigh Bardugo. Niestety, w skali od jeden do pięć, z ciężkim sercem mogłabym dać tej książce – niecałe trzy.