Kulturalnie popularnie

Strona poświęcona wszelkiego rodzaju kulturze: literatura, kino i teatr.


Czerwiec 04, 2019

Trzy kroki od siebie (recenzja filmu)

mv5byzm5m2vjnjutmwjmms00ngrmltgzyjqtnwzjyjrlyzg2njqyxkeyxkfqcgdeqxvyotkxmtywnjmat-v1-sy1000-sx675-al-1552599204

Źródło: Wikipedia

Tragiczna historia o miłości

 Po „Gwiazd Naszych Wina” i „Zanim się pojawiłeś” do kin trafiła następna produkcja o podobnej tematyce, „Trzy Kroki od Siebie”. Film opowiada historię dwóch nastolatków chorych na mukowiscydozę. Stella (Haley Lu Richardson) i Will (Cole Sprouse) zakochują się w sobie, jednak przez ich chorobę zmuszeni są trzymać dystans półtora metra, czyli około „trzech kroków”.
Film jest również debiutem reżyserskim aktora Justina Balodoni’ego i trzeba przyznać, że jak na pierwszy raz – radzi on sobie naprawdę dobrze. Fabuła oparta jest na książce „Five Feet Apart” – Rachael Lippincott, Mikki Daughtry i Tobiasa Iaconis, więc oczekiwania czytelników i tak były już wygórowane.
Pomimo tego, że wątek miłosny umierających nastolatków był już poruszany w wielu filmach to „Trzy kroki od siebie” przedstawia go w zupełnie nowy sposób. Dwójka naszych bohaterów nie może się nawet dotknąć. Przez cały film największy kontakt fizyczny jakiego doznają zakochani, to trzymanie się za ręce z założonymi rękawiczkami. W tym tkwi największa tragedia.
Poruszana jest również tematyka carpe diem i „leczenia się aby żyć”. Zbuntowany Will przestaje walczyć o swoją przyszłość i nie bierze leków, a Stella na obsesje na punkcie kontroli i przestaje cieszyć się każdym dniem. Podczas filmu, bohaterowie, znajdując złoty środek, uczą się od siebie i uszczęśliwiają siebie nawzajem.

Gra aktorska jest na dosyć wysokim poziomie, w głównej męskiej roli – Cole Sprouse radzi sobie dobrze. Jedna z ostatnich scen w jego wykonaniu, złamała serce niemal każdemu na sali kinowej.
Jednakże uważam, iż warto wyróżnić Haley Lu Richardson. Świetnie odnalazła się w roli protagonistki. Była urocza, ciężko było jej nie lubić, a emocjonalne sceny z jej udziałem, za każdym razem rozkładały mnie na łopatki.
Świetnie spisał się również Moises Arias, w roli Poe – przyjaciela Stelli. Pomimo tego, że był drugoplanową postacią to łatwo było się do niego przywiązać. Jego humor rozładowywał momentami ciężką atmosferę filmu, co było miłym dodatkiem.

Podsumowując, „Trzy kroki od siebie” to naprawdę poruszająca historia. Sprawia, że wychodzi się z kina z innym spojrzeniem na życie, które się posiada i na codziennie, czasami błache problemy. Film jest bardzo dobry i doskonale pełni swoją rolę grania na emocjach. Ze mną pozostanie na pewno na długo.

Czerwiec 03, 2019

„Aladyn” (recenzja filmu)

MV5BN2YzOTY3YzAtNjMwZC00ODM1LWI1NTgtY2QwMmNhN2Y4MWFmXkEyXkFqcGdeQXVyMzc5ODkzNDE@._V1_

Źródło: IMDb

Miła niespodzianka dla fanów klasyka

 Disney pozostaje niezawodny. Po tegorocznych adaptacjach „Mary Poppins”, „Dumbo” i nadchodzącym „Królu Lwie”, do kin zawitał „Aladyn”. Choć trzeba przyznać, że zwiastuny nie spotkały się z wielkim entuzjazmem od widzów, to film okazał się zupełnie inny niż jego zapowiedzi. Reżyserem tej bajkowej historii jest Guy Ritchie, który wyśmienicie spisał się w tej roli. Pościgi po arabskich uliczkach, niesamowita praca kamery i świetne tempo akcji. Wszystko na miarę kina pana Ritchie’go, którego jestem wielką miłośniczką.
Na wyróżnienie zasługuje również cudowna muzyka, z której filmy Disney’a są znane. Remake znanego każdemu „A Whole New World” zachwyca wokalami i wykonaniem, a „Friend Like Me” czaruje efektami i choreografią.
Kostiumy są piękne. Scenografia jest barwna i świetnie oddaje klimat animowanego klasyka. Sprawia, że Agrabah staje się żywym miasteczkiem, a w pewnym momencie przestajemy porównywać film do jego pierwowzoru i oddajemy się magii.
Jeśli chodzi o aktorstwo, to Mena Massoud wcielający się w główną rolę naszego męskiego bohatera, był poprawny i godny do zaakceptowania. Zarówno jak i Marwan Kenzari, jako Dżafar. Na tle innych postaci, wypadli niestety przęcietnie.

W pierwszej kolejności – Will Smith grający Dżina, był niezwykle miłym zaskoczeniem. Wielu fanów klasyka, nawet przed premierą krtytkowały już twórców za dobranie Smith’a do roli. Jednakże, obawy były niepotrzebne. Aktor cudownie wciela się w postać. Nie próbuje naśladować Robina Williamsa i tworzy swoją własną wersje Dżina, która jest czarująca, charyzmatyczna i zabawna.
Kobiecą postacią przyćmiewającą w tym filmie Aladyna i naszego antagonistę Dżafara, jest za to Dżasmina – grana przez Naomi Scott. Silna, niezależna i kochająca ojca księżniczka, z ambicjami do zostania sułtanem. Nowa piosenka „Speechless” idelanie oddaje charakter tej postaci. Przeciwnicy ruchu feministycznego mogą jej nie polubić, jednak młodsze dziewczynki oglądające ten film mają świetny wzór do naśladowania.

Ogółem, film jest warty obejrzenia. Bajkowy nastrój pozostanie z wami na długo po wyjściu z kina, a muzykę będziecie nucić przez wiele tygodni. Powiedziałabym, że „Aladyn” zdecydowanie przerósł moje oczekiwania i mogę mieć tylko nadzieje, że „Król Lew” i inne nadchodzące adaptacje spotkają się z mojej strony, z podobnym odczuciem.